Marcin Goździołko: Trudno mi mówić, że czegoś żałuję
2012-04-12 12:29:10 | autor: KD | źródło: własne | « poprzedni news | następny news » |
Marcin Goździołko to jedna z barwniejszych futbolowych postaci na Lubelszczyźnie. Nie osiągnął tyle co Cezary Kucharski czy Modest Boguszewski, ale całe życie podporządkował piłce nożnej i z futbolem wiąże swoją przyszłość. Jak przebiegała jego kariera, dlaczego nie zagrał w wyższych ligach, czy gra w piłkę to już temat zamknięty? O tym wszystkim w szczerej rozmowie z naszą redakcją jeden z najbardziej skutecznych napastników województwa w ostatnich latach.
Marcin jako piłkarz
Lubgol.pl: Pamiętasz początki kariery? Zaczynałeś w Lublinie?
Marcin Goździołko: Przygodę z piłką zacząłem mając osiem lat. To było w roku 84. Trenowałem w Lubliniance i tam przechodziłem wszystkie szczeble aż do seniora. Pierwszym trenerem był Jan Puchała, który przyjął mnie do zespołu warunkowo. Wtedy nie było grup dla ośmiolatków więc trenowałem z kolegami starszymi od siebie o trzy lata. Później były kolejne szczeble w piłkarskim rozwoju, ale fakt bycia najmłodszym towarzyszył mi w każdej z tych grup. Na początku tej przygody gra w piłkę była dla mnie oczywiście zabawą. Dopiero po trzech-czterech latach treningów zaczęła się kształtować smykałka do zdobywania bramek.
Zawsze byłeś napastnikiem? Z reguły najlepsi napastnicy to Ci którzy zaczynali jako obrońcy i odwrotnie. Wiedzą jak zachowuje się rywal.
- Zawsze. Od samego początku grałem w ataku i to nie zmieniło się do końca mojej gry. Moim celem było zdobywanie goli i starałem się to robić niezależnie od tego z kim i gdzie grałem.
A jacyś idole z dzieciństwa? Każdy chyba kogoś podpatrywał.
- Oczywiście. Jak wspominałem na początku to była zabawa. Zbierałem plakaty z zawodnikami, które później wieszałem na ścianie. Pamiętam, że miałem też książkę, w której opisane były sylwetki kilkudziesięciu piłkarzy. Czytałem i przeglądałem ją bardzo często. To byli zawodnicy urodzeni w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych m.in. Maradona. Wszędzie trąbiono o tym, że najlepszym zawodnikiem na świecie jest Pele. Później byli też inni piłkarze. Słynna holenderska ekipa Gullit - Van Basten - Rijkaard. W latach dziewięćdziesiątych Roberto Baggio i inni.
Wcześnie zadebiutowałeś w seniorach. Dość szybko dano Ci taką szansę.
- W seniorach wystąpiłem w wieku niecałych piętnastu lat u trenera Leszka Wójcika. To był drugi zespół Lublinianki. Tam występowałem i nawet udało mi się strzelić kilka bramek. W pierwszym zespole grającym w trzeciej lidze zadebiutowałem w wieku szesnastu lat. Jako juniorzy starsi graliśmy w finałach Mistrzostw Polski w Białymstoku, gdzie zajęliśmy piąte miejsce. Tam naszym rywalem była m.in. Jagiellonia z Tomkiem Frankowskim w składzie. Po tym turnieju kilku z nas zostało włączonych do kadry pierwszego zespołu, a później był wspomniany debiut.
W tym samym czasie były też powołania do kadry narodowej. Trudno było się tam dostać?
- Na kadrę jeździłem w latach 90-91 i zaliczyłem jedenaście występów. Na jednym z turniejów udało mi się też zdobyć bramkę. Trenerem tego zespołu był Mirosław Jabłoński (późniejszy trener Legii Warszawa czy też niedawno GKS Bogdanka - przyp.red.).
W 93 roku kolejna reprezentacja zdobyła w Turcji Mistrzostwo Europy. Trenerem był Andrzej Zamilski.
- Selekcja do reprezentacji, w której odbywała się przez kadry województwa i tam "rekrutację" przeprowadzał Andrzej Zamilski. To on mnie wychwycił. Faktycznie później kadra zdobyła tytuł, grał tam wtedy Piotrek Bielak (wtedy także zawodnik Lublinianki - przyp. red.).
Pamiętasz kto wtedy jeszcze z Tobą jeździł na kadrę?
- Tak, grali m.in. Mariusz Sawa czy Grzegorz Skwara, Darek Solnica z Łukowa, Jacek Borkowski z Radomiaka. Było paru ludzi, którzy potem grali w Ekstraklasie.
A potem przeniosłeś się do Białej Podlaskiej by znowu wrócić do Lublina.
- Tak, grałem tam przy okazji studiów. W sumie 1,5 roku i zdecydowałem się na powrót do Lublinianki. Udało mi się zadebiutować w jej barwach w drugiej lidze, ale radość trwała krótko. Pojawiły się problemy przy okazji badań lekarskich, konkretnie EKG. Coś wyszło nie tak i straciłem szanse gry. Chodziłem od lekarza do lekarza by zweryfikować te wyniki. Robiłem badania, próby wydolnościowe. Ostatecznie skończyło się dobrze, bo dostałem zaświadczenie od kardiologa, że wszystko jest w porządku, ale w tym momencie Lublinianka spadała do trzeciej ligi.
W trzeciej lidze też nie było różowo, bo wydarzyło się coś co chyba Cię trochę podłamało.
- Grałem w trzeciej lidze do momentu, kiedy spaliło mi się mieszkanie. Ja sam podtrułem się tlenkiem węgla i trafiłem do szpitala. To był trudny moment, bo klub w którym występowałem przez jedenaście czy dwanaście lat w żaden sposób mi nie pomógł. Nikt nawet nie odwiedził mnie w szpitalu, a po wyjściu z niego ja praktycznie nie miałem gdzie mieszkać. Generalnie byłem zły na to wszystko. Na domiar złego okazało się, że klub nie wypłaci mi żadnych pieniędzy, bo nie trenowałem, a więc oni nie mieli ze mnie pożytku. Wyglądało to tak jakby nie stało się nic wielkiego, przecież spaliło mi się tylko mieszkanie...
Marcin Goździołko w akcji - youtube.com, uż. rgr62
Trzeba było szybko stanąć na nogi...
- Zdecydowałem się zawiesić grę w piłkę. Poszedłem do pracy, bo nie mieliśmy gdzie mieszkać i nie było innego wyjścia.
Ale bez piłki żyć długo nie mogłeś.
- Odezwał się z Tomaszowic Modest Boguszewski. Chciał żebym grał u nich. Wtedy nie było łatwo zmienić klub, nawet jak się już w nie grało. Zgodziłem się, ale jedynym moim warunkiem było załatwienie przejścia definitywnego z Lublinianki. Nie chciałem iść na wypożyczenie. Mówiłem Modestowi, że jeśli załatwi ten transfer na stałe to będę grał. Jakoś udało się to zrealizować. W grę wchodziła symboliczna kwota za transfer, chyba było to nawet rozliczone w sprzęcie sportowym.
I w Tomaszowicach udało Ci się odbudować. To był dla Ciebie dobry okres.
- Tomaszowice grały wtedy w okręgówce. Niedługo później odszedł Modest, a przyszedł Marek Sadowski. Stworzyła się fajna drużyna. To była przecież mała wieś, a my graliśmy w czwartej lidze. Walczyliśmy z Lewartem Lubartów, Unią Bełżyce, Opolaninem, a ja sam właściwie w każdym sezonie toczyłem bój o tytuł króla strzelców. Jak nie z Mirkiem Kosowskim to Andrzejem Wójtowiczem. Ktoś kiedyś policzył, że w barwach Tomaszowic zdobyłem sto osiemnaście bramek. Był też taki sezon, kiedy na jednym z treningów złamałem nogę. Opuściłem wtedy osiem lub dziewięć meczów, a i tak wygrałem klasyfikację strzelców zdobywając czterdzieści dwie bramki.
Łączono Cię wtedy z klubami wyższych lig. Twoje nazwisko było znane w regionie.
- Później zaczęło się trochę psuć w Legionie, a po mnie zgłaszała się Łęczna, Kozienice czy Hetman Zamość. Zmiana klubu nie było jednak łatwa, a po czasie okazywało się, że żądano za mnie sporych pieniędzy. Złosił się też POM Piotrowice. Spotkałem się z Leszkiem Wójcikiem, porozmawialiśmy. Ustaliliśmy, że nie będę szukał klubu w wyższej lidze na siłę i pogram dla przyjemności. Znaliśmy się wiele lat, trochę sentyment wziął górę i poszedłem do Piotrowic. To był najlepszy moment do odejścia z Tomaszowic. Tam drużyna grała jeszcze sezon, a potem wszystko upadło. Ja potrzebowałem zmiany klimatu.
Kiedyś na stronie niedrzwickiego Orionu, jeden z piłkarzy opisywał Cię jako zawodnika, który mógł przestać cały mecz, trzy razy dotknąć piłkę i zdobyć dwie bramki. Zgodziłbyś się z tą oceną?
- Pewnie czasem tak było (śmiech). Kiedyś Marek Sadowski mówił, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Śmialiśmy się z tego na treningach.
Na POM-ie gra w piłkę się skończyła.
- Był jeszcze temat przejścia do Lewartu Lubartów, ale ostatecznie nie wyszło. Ja miałem też inne pomysły na życie.
Wtedy powstała IBRA?
- Skończyłem grać w Piotrowicach z końcem 2009 roku, a w lutym 2010 powstała IBRA.
Zanim porozmawiamy o Twojej firmie zadam ważne pytanie, Marcin Goździołko jako piłkarz to już temat zamknięty?
- Prowadzę teraz zajęcia jako trener w Tuszowie. Mam jeszcze dodatkowe treningi. Był ostatnio pomysł powrotu do piłki. W przerwie zimowej za porozumieniem z Grzegorzem Białkiem podjąłem rękawicę i przepracowałem okres przygotowawczy. W Lubartowie jest fajna drużyna, fajna atmosfera, ale im dalej w las tym było trudniej pogodzić treningi z pracą. Zdałem sobie w pewnym momencie sprawę, że to praktycznie nierealne. Nie mogłem zostawić wszystkiego ot tak, bo nagle zachciało mi się znowu grać w piłkę. To było fajne poczuć emocje związane ze zdobywaniem bramek i występami. Patrząc na trzeźwo dojrzałem do tego by przyznać, że mój czas już minął. Nie myślałem, że kiedyś to powiem. Poza tym to co prezentowałem w sparingach to według mnie było może dziesięć-piętnaście procent tego co chciałbym pokazać. Regularnie trenując wiem, że bym sobie poradził, ale nie wiem czy dla mnie samego to byłoby wystarczające.
IBRA sposobem na życie, Marcin jako trener i producent
Skupiłeś się na własnym biznesie. Ale atmosfera meczowa towarzyszyła Ci po zakończeniu gry w piłkę.
- Poza firmą dodatkowo miałem zajęcia jako trener w Widoku Lublin. Traktowałem to przy okazji jako formę podtrzymania kondycji. Dużym zaskoczeniem była propozycja trenowania Orionu.
Tam nie było najlepiej. Organizacyjnie wyglądało to fatalnie.
- Było, minęło - trudno mi do tego wracać.
Ale kibice chyba mieli Ci trochę za złe przenosiny z Piotrowic do Niedrzwicy?
- Tak do końca nie wiem. Nie rozumiem animozji między Piotrowicami a Niedrzwicą. Zawsze dawałem tam z siebie tyle ile potrafiłem, wydaje mi się, że nie spaliłem mostów. Zrobiłem tam tyle, że nikt nie powinien mieć pretensji o to, że chcę się rozwijać w Niedrzwicy w nowej dla siebie roli. Do dzisiaj mam przyjaciół w Piotrowicach.
Marcin Goździołko na ławce trenerskiej Orionu - fot. orion-niedrzwica.pl
Żałujesz podjęcia pracy w Orionie?
- Organizacyjnie to była rozsypka. Ściągaliśmy ludzi na szybko, namawiałem zawodników do dołączenia w ostatniej chwili. Coś tam udało się stworzyć, ale zapaść finansowa była tak potworna, że trudno opisywać co się działo. Skupiłem się na swojej pracy.
Ibra chyba ma się coraz lepiej? W strojach z twoim logo gra kilka zespołów regionu.
- Tak, gra Huczwa, Górnik 1979 Łęczna, Opolanin, Sparta Rejowiec. Tomasovia brała ode mnie sprzęt dla drużyn juniorskich, również Widok Lublin, KS Lublin. Zaopatrywała się też Avia Świdnik - trudno mi wszystkie wymienić jednym tchem. Jest tego trochę, Pogoń Łaszczówka, Granit Bychawa, Hetman Żółkiewka. Są też zamówienia z zespołów innych dyscyplin m.in. Towarzystwo Piłki Siatkowej.
Cały czas rozszerzasz asortyment..
- Mam kupę pomysłów i małymi kroczkami staram się to realizować. Postawiłem na jakość wyrobu i to jest dla mnie najważniejsze. Wyrób musi być dobry, wykonany z duża starannością i dodatkowo do nabycia za przyzwoite pieniądze. Teraz otwieram przy ul. Wojciechowskiej (w Lublinie - przyp.red.) drugą linię produkcyjną. Zamysłem jest by skupić się na tym by dać produkt trochę mniej zamożnym klubom. Chcę wyjść na przeciw obecnej sytuacji, gdy obcinane są dotacje i wiadomo, że czynnikiem decydującym przy wyborze jest cena. W ofercie zostają topowe produkty, ale wprowadzam nowe rzeczy, które jakością nie ustępują tym dotychczasowym.
Jaki więc w tym zysk dla małych klubów? Jak chcesz obniżyć cenę nie tracąc jakości?
- Te nowe rzeczy są dla mnie po prostu nieco prostsze w produkcji i stąd różnica. Nie chcę wynikać tu w szczegóły, ale mogę powiedzieć, że dzianiny będą te same, sprzęt będzie bardzo dobrej jakości i tego nie będę zmieniał. To jest sedno sprawy. Producent musi dostosowywać się do klubów, również tych, które są małe i zamawiają sprzęt dla dzieci czy drużyn juniorskich. Komplety piłkarskie rozpoczną się od pięćdziesięciu złotych.
Ibra to moment przejściowy czy sposób na życie?
- To nie jest moment przejściowy. To był mój pomysł, który realizuję. Chciałem stworzyć własną markę i tak zrobiłem. To jest mój sposób na życie.
fot.druzynahalowa.eu
- Zabrakło może trochę szczęścia, może kogoś kto by wyciągnął rękę i pomógł, ale trudno mi mówić, że czegoś żałuję. Grałem w fajnych meczach, występowałem przeciwko takim zawodnikom jak Bartek Karwan czy Wojtek Kowalczyk. Na pewno chciałoby się dużo więcej, ale to jest sport. Z tego wynosi się wiele cech, m.in. dyscyplinę, regularność - to już zostaje na całe życie.
Komentarze
stal | 2012-04-13 11:00:56 |
---|---|
bardzo sluszny artykuł ten piłkarz zasłużył na opisanie jego kariery i tego co z takim angazowaniem wykonuje | |
pk | 2012-04-13 09:06:46 |
Marcin Biała Podlaska pozdrawia | |
obserwator | 2012-04-13 04:28:27 |
Piotrowice dziękują za wspólne chwile i zawsze zapraszają | |
kibic | 2012-04-12 22:00:39 |
co wy tak piszecie o tym gozdziolce??jest tylu zawodnikow mniej znanych co grali w 4 lidze teraz graja w 5 badz nizej i nich nic nie piszecie . | |
staznaj | 2012-04-12 15:40:41 |
Mógłeś Marcin wspomnieć coś o panu Dębińskim... |
do góry strony | powrót