Korzystamy z plików cookies zapisujących dane użytkownika. Przeglądając naszą stronę wyrażasz zgodę na ich używanie. Według obecnie obowiązujących przepisów prawa możesz je wyłączyć zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej »
zamknij
Lubelski Wortal Piłkarski
lubgol.pl powiadom znajomego mapa strony RSS A A A Dziś jest Sobota 23 Listopad 2024
wyniki na żywo zgłoś newsa

Nawigacja

Rozgrywki

Partnerzy

Lubgol - portal piłkarski

Wyszukiwarka

Newsletter

Aktualny sezon

Sezon 2014/2015

Piotr Rzepka: Piłka nożna to choroba

2012-12-20 18:07:08 | autor: Kamil Kmieć | źródło: własne / fot. Dariusz Miącz « poprzedni news | następny news »


O minionej rundzie, powrocie do historycznej nazwy klubu oraz planowanej reformie rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy rozmawiamy z trenerem GKS Bogdanka, Piotrem Rzepką. Z racji zbliżających się świąt nie mogło także zabraknąć tematów bożonarodzeniowych. Zapraszamy do lektury.

Ponownie przystępował Pan do pierwszoligowego sezonu po przebudowie zespołu. Czy po wygranej nad GKS Tychy 2:0 i zdobyciu 25 punktów w tej rundzie wrócił Pan do domu z poczuciem dobrze wykonanego zadania?

- Na razie trudno tak to jednoznacznie określić. Były gorsze i lepsze momenty. Na pewno jeżeli tak się przekształca zespół, że odchodzi tylu ważnych zawodników, to musi się to na nim w jakiś sposób odbić. Jedni się aklimatyzują szybciej, drudzy wolniej. W Pucharze Polski ze Stomilem i Lechią dobrze się zaprezentowaliśmy, ale potem przyszły trzy porażki pod rząd. Wkradł się niepokój, szczególnie wśród młodych zawodników, którzy momentami zaczęli wątpić w wiele rzeczy. Dodatkowo zaczął nas prześladować pech, kontuzji nabawili się Michał Renusz i Michał Zuber, a to właśnie gra skrzydłami napędzała całą drużynę. Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba stwierdzić, że były to udane miesiące. W tamtym roku w tym samym miejscu mieliśmy 26 punktów, teraz jest o jeden punkt mniej. Mogę więc czuć się zadowolonym, szkoda tylko, że ta Flota tak „odskoczyła” całej stawce. Mamy bardzo korzystny kalendarz na wiosnę, poza Termalicą to wszystkim rywali, którzy w tym momencie plasują się przed nami, podejmujemy u siebie. Będziemy pracować nad tym, aby te szlify, które zdobyliśmy jesienią, zaprocentowały w rundzie rewanżowej. Ten ostatni mecz z GKS-em Tychy, wygrany 2:0, pokazał, że jesteśmy coraz bardziej dojrzałym zespołem. Jeżeli wygramy pierwsze mecze, to możemy jeszcze sporo namieszać w górnej części tabeli.

Można powiedzieć, że twierdza Łęczna trzymała się dobrze. Padła tylko raz, gdy trzy punkty wywiózł Okocimski KS Brzesko (nie licząc meczu PP z Lechią - przyp. red.). O czym to tak naprawdę świadczy?

- Świadczy to o wahaniach w sferze psychologicznej. Moi zawodnicy bardziej wierzą w siebie w meczach przed własną publicznością. Grają wtedy atakiem pozycyjnym, który jest bardzo ważny w pojedynkach „u siebie”. Do tego dochodzi determinacja i to wystarcza. Mecz z Okocimskim był specyficzny, bo rywale przyjechali z zamiarem, aby broń Boże nie stracić gola, wywieźć remis. W końcówce graliśmy 15 minut w „dziesiątkę”, bo kontuzja odnowiła się Zuberowi, który przebywał na boisku ledwie kilkanaście minut. Nadal mieliśmy sytuacje, a w doliczonym czasie straciliśmy gola na 1:2. Mamy świetny bilans domowych meczów, na wyjazdach jest już gorzej.


No właśnie, oprócz was żadnego meczu na obcym terenie nie wygrała tylko… ostatnia Polonia Bytom.


- Gdybyśmy wzięli niewykorzystane karne czy świetne postawy bramkarzy, to dzisiaj patrzylibyśmy na to z innej perspektywy. Gdy pojechaliśmy do Świnoujścia, to „dzień konia” miał Grzegorz Kasprzik, broniący jak w transie. Z kolei gdy zawitaliśmy do Nowego Sącza, to pomiędzy słupkami bramki Sandecji dwoił się i troił Marcin Cabaj. Dowodem na to, że nie kłamię jest fakt, że obaj byli wybierani do jedenastek danych kolejek. Nie chcę mówić, że to były mecze z serii „bramkarze rywali kontra GKS Bogdanka”, ale prawda jest taka, że gdyby nie interwencje, jakich pewnie w życiu mieli niewiele, to nasz dorobek na wyjazdach prezentowałby się bardziej okazale.

Kilka punktów uciekło też przez niewykorzystane rzuty karne. Przyłoży Pan do tego większą wagę zimą?

- Zabrzmi to może paradoksalnie, ale moi podopieczni sami przed treningami, czy też po ich zakończeniu, organizują sobie konkursy „jedenastek”. Wygląda to doprawdy rewelacyjnie, o zakład idą Red Bulle czy jakieś batony. To dowodzi, że piłkarze bardzo przeżywają te wszystkie rzuty karne. „Velo”, Szachowski czy Tomek Pesir – im też noga zadrżała, ale to było jakieś fatum, bo gdzie nie kopnęliśmy piłki, to ta albo trafiła w bramkarza, albo minęła słupek. W ekstraklasie podobnie myli się Polonia Warszawa, ale nie chciałbym się w jakiś sposób usprawiedliwiać. Mieliśmy te rzuty karne w końcowych fazach meczów, gdy wynik był niepewny. Wiadomo, że inaczej wykonuje się ten stały fragment gry przy rezultacie 3:0, a inaczej przy np. wyniku 0:0 czy 0:1. Wtedy ta noga nie jest taka pewna. Najgorsze jest to, że jak się nie strzeliło pierwszego karnego, to presja wzrastała. I nieważne, czy znowu podchodził „Velo” czy Szałachowski. Są sezony, gdy strzela się, jak się chce, praktycznie od niechcenia, a potem przyjdzie blokada, psychika wysiada. Ja wierzę, że jak dojdzie doświadczenie, bo jesteśmy młodym zespołem, to wszystko się poukłada. W swojej karierze nie pamiętam jednak takiego przypadku, gdy tyle karnych nie było strzelonych.


Do treningów wrócicie 7 stycznia. Pozostało zatem jeszcze dużo czasu, ale czy nie myśli Pan już o tym zimowym okresie przygotowawczym? Za sparingpartnerów macie mieć przecież chociażby Legię, Polonię czy Koronę Kielce.

- Praktycznie okres przygotowawczy mam już rozpisany. Również założenia odnośnie jednostek treningowych, o jakiej mają być intensywności itd. Pierwszy tydzień to badania wydolnościowe, bo wiadomo, że w czasie tej przerwy parametry się zmieniają. Indywidualnie trzeba każdy przypadek piłkarza rozpatrzyć. Dzięki temu będziemy mieli każdego piłkarza dokładnie „rozszyfrowanego”. To nie oznacza, że jeden dostanie więcej, a drugi mniej, tylko że są większe lub mniejsze przerwy. Potem czeka nas ciężka „harówa” do końca lutego. Śmieszą mnie trochę opinie, że piłkarze w Polsce grają za krótko, a potem się wylegują. W czasach, gdy przyszło mi grać w piłkę, trenowałem w cyklach enerdowsko-radzieckich, a gdy wyjechałem do Francji, to paradoksalnie tam te treningi wyglądały lżej. Gra w piłkę, teoria i trochę dynamiki – to jest we Francji. Taki Błaszczykowski, Piszczek czy Lewandowski nie potrzebowali niewiadomo ile czasu, żeby dostosować się do niemieckich warunków. Oni tego nauczyli się już w Polsce, a przeszkodą były co najwyżej różnice cywilizacyjne czy językowe. Ciekaw jestem jednak, jak poradzi sobie Milik. W Bayerze będzie miał 4-5 konkurentów, został rzucony na głęboką wodę, a przecież w Leverkusen nie liczą od razu, że zacznie grać w najbliższej  rundzie regularnie.

Szkoleniowiec "zielono-czarnych" bardzo przeżywa każdy mecz. Fot. Dariusz Miącz.

Z którego z letnich transferów zadowolony jest Pan najbardziej i dlaczego z angażu Sebastiana Szałachowskiego?


- (śmiech) Na pewno Sebastian odgrywa dużą rolę w moim zespole. Szkoda, że nie był do końca przygotowany, bo miał tą przerwę w ŁKS-ie. Dużo wniósł na pewno też Tomek Midzierski. Najbardziej jednak żałuje, że Renusz z Zuberem długo nie grali. Mieliśmy w pewnym momencie spory problem z kontuzjowanymi piłkarzami, bo albo odezwały się achillesy, albo kolana. Praktycznie przez całą rundę nie miałem ani razu do dyspozycji wszystkich piłkarzy.

A czy rozgląda się Pan za nowymi twarzami? Jakie pozycje trzeba wzmocnić? Podczas pomeczowych konferencji prasowych w przekroju całej rundy, największe zastrzeżenia miał Pan do gry bocznych obrońców.

- I to nadal jest aktualne, zresztą w tamtym roku mieliśmy to samo, co teraz. Jak jeden defensor zagra lepiej, to drugiemu pójdzie gorzej. Jeden błąd w I lidze może bowiem dużo kosztować. Chcemy wychodzić z akcją ofensywną przy pomocy jednego z bocznych obrońców, ale gdy brakuje pewności, to ciężko jest to osiągnąć. Poza tym na pewno przydałby nam się taki główny rozgrywający, bo Robert Mandrysz czy Tomasz Tymosiak dobrze rokują na przyszłość, ale potrzebujemy kogoś gotowego do gry „od zaraz”. Oczywiście chcemy, żeby się rozwijali, ale będzie to możliwe, gdy będziemy regularnie zdobywać punkty.


Ostatnio w mediach głośno o powrocie Wallace’a Benevente…

- To jest dość skomplikowana sprawa, bo Wallace został sprzedany do Arki. GKS Bogdanka do dzisiaj nie dostała pieniędzy za niego. Ciężko mi uwierzyć w to, że przyjdzie do nas, gdy ten transfer nie został jeszcze rozliczony. Słyszałem, że czterech piłkarzy Arki ma sobie szukać nowych klubów, a w ich miejsce ma przyjść jeden konkretny zawodnik. To oznacza, że za tamtych zawodników kluby będą musiały zapłacić.

Jeżeli zadzwoniłby do Pana trener Jan Urban czy Mariusz Rumak z pytaniem "Piotrek, kogo byś mi polecił z Bogdanki?" to jakie by nazwisko padło z Pana ust?

- To zależy, czy mówimy o piłkarzach dobrze prosperujących, czy takich, którzy mogliby „z marszu” wskoczyć do jedenastek klubów z T-Mobile Ekstraklasy. Jeżeli chodzi o tych młodych, zdolnych, to na pewno są takimi Zuber i Renusz. Michał Łukasiewicz to piłkarz o dużych możliwościach, ale przypętała się do niego kontuzja, został zdemolowany kolanami w jednym z meczów. Marcin Kalkowski gdy tylko miał okazję grać, to wykorzystywał ją w 100%, a w ostatnim meczu z Tychami, miał szansę zdobyć gola z połowy boiska. Jeżeli chodzi o tych starszych zawodników, to na pochwały zasługuje Tomek Midzierski, o czym już wcześniej zdążyłem wspomnieć. Nie ukrywam, że często między trenerami np. I ligi czy tej najwyższej klasy rozgrywkowej odbywają się rozmowy właśnie na temat piłkarzy, których ktoś może „polecić”.


Co się dzieje z Jackiem Kusiakiem? Wiązano z nim duże nadzieje, w Tomasovii seryjnie zdobywał gole, tymczasem ostatni raz w pierwszym zespole zagrał 24 kwietnia 2012 r. i od jakiegoś czasu nie figuruje w składach ani pierwszoligowego, ani czwartoligowego teamu?

- Od czerwca praktycznie nie trenuje. Po jednym z meczu rezerw zszedł z boiska już po kilku minutach i tak to się zaczęło. Miał operację uzupełnienia kości stawu skokowego, to są zwyrodnieniowe sprawy. Nie był to zabieg typowo piłkarski, całe szczęście, że lekarze szybko to wykryli i zareagowali. Wygląda na to, że dopiero od stycznia zacznie powoli truchtać.

Dochodzą sygnały, że praktycznie rundę rewanżową ma z głowy Maciej Ropiejko. Co tak naprawdę stało się z napastnikiem "zielono-czarnych"?

- W meczu z Flotą strzelił bramkę, miał jeszcze dwie doskonale sytuacje do zdobycia kolejnych goli, niestety w 82. minucie obrońca gospodarzy zrobił wślizg, jak najbardziej czysty, ale zahaczył o drugie kolano i w ten sposób nieszczęśliwie upadł. Miał zerwane więzadła krzyżowe, jest już po operacji i tak naprawdę wiosną nie będę mógł z niego skorzystać.

Jak Pan odebrał informację o tym, że od rundy wiosennej GKS Bogdanka prawdopodobnie wróci do swojej historycznej nazwy - GKS Górnik Łęczna?


- Jest to z pewnością bardzo ważna sprawa. Jeżeli wróci ta nazwa, to na pewno bardzo ucieszą się zawodnicy. Gdy na trybuny znowu zawitają kibice, czyli dwunasty zawodnik, to dodatkowo ich to zmobilizuje. Maksyma „piłka nożna dla kibiców” pasuje tutaj idealnie. Jeśli przychodzi się na mecz, normalną rzeczą jest doping, wsparcie sympatyków klubu. Ponad półtorej roku temu zostałem trenerem GKS Bogdanka, ale nawet w Trójmieście, gdzie obecnie mieszkam, każdy się mnie pytał „co słychać w Górniku Łęczna?”. Z sytuacją w Łęcznej solidaryzowali się przecież kibice z prawie wszystkich klubów w Polsce. Wiadomo, że lepiej grać przy głośnych trybunach. Nawet gdy sam grałem w piłkę, to wolałem występować tam, gdzie czuć było doping i wsparcie sympatyków. Zdarzało się, że kibice przeciwnej drużyny krzyczeli w twoją stronę, niekiedy bluźnili, ale to wyzwalało dodatkową motywację, zagrzewało do walki. Myślałem sobie wtedy „a pokaże wam, że jednak potrafię” (śmiech).

Śledzi Pan rozgrywki II, III czy nawet IV ligi? Miał Pan okazję uczestniczyć w jakiś meczach, a przy tym wyłowić jakieś ciekawe nazwiska piłkarzy, którzy wpadli Panu w oko?

- Oczywiście, że śledzę. Tak jak spotykamy się z trenerami z ekstraklasy, tak i my mamy okazję często rozmawiać ze szkoleniowcami z III czy IV ligi. Renusz, Kusiak czy Tymosiak są przykładami, że obserwujemy to, co się dzieje w niższych ligach. To jest naturalne, bo chcemy głównie stawiać na graczy z Lubelszczyzny, aby promować ich jeszcze wyżej. Najczęściej są to zawodnicy, którzy już pokazali wystarczająco dużo w III czy IV lidze, a więc nadszedł czas, aby dać im szansę np. w I lidze.

Dziennikarze lubią uczestniczyć w konferencjach prasowych GKS Bogdanka. Wiedzą bowiem, że zawsze usłyszą coś ciekawego z ust trenera Piotra Rzepki. Fot. własne.

Nie można przejść obojętnie obok tematu reformy T-Mobile Ekstraklasy. Najgłośniej mówi się o wprowadzeniu dodatkowej rundy i podziale po 30. kolejkach ligi na dwie grupy: mistrzowską i spadkową. Jak Pan się zapatruje na taki pomysł piłkarskiej centrali?

- Uważam, że wszystkie tego typu decyzje powinny być podejmowane po bardzo burzliwych rozmowach. Jeżeli mamy coś zmieniać, bo tak ktoś sobie życzy, to nie wchodzi to w grę. Nie można tego przegłosować u jakiegoś działacza w pokoju, tylko na forum otwartym. Nie wiem, czy polskie zespoły w Ekstraklasie mają wystarczająco szerokie kadry, aby rozgrywać o te 7 meczów więcej. Skupiłbym się też na budżetach klubów i przede wszystkim na bazach treningowych. Ktoś może powiedzieć, że śmiem tak twierdzić, bo sam w Łęcznej mam doskonałą bazę, ale to już powinien być standard. Należy doprowadzić do tego, że piłkarz ma się zajmować tylko i wyłącznie piłką nożną. Nie tym, czy dostał premię czy nie,  tylko samym zawodem. W polskich warunkach wprowadziłbym system premiowania rozumianego i odpowiedniego dla młodych ludzi. Nie system premiowania dla prezesa czy dla trenera, tylko taki, który mobilizowałby graczy. Jeżeli sezon dodatkowo wydłużymy, tak jak jest planowane, to gdy dojdą kontuzje, to wyjdzie na to, że niektórzy trenerzy będą mieli do dyspozycji wąskie grono 17-18 piłkarzy. Miałbym wtedy obawy, że zostanie wypaczony jakiś wynik, bo ten i ten zawodnik nie mógł zagrać. Także jeżeli chodzi o tą kwestię to byłbym bardzo ostrożny.

Wiadomo, że co jakiś czas trzeba coś zmieniać, ale za szybkie zmiany też niczemu dobremu nie służą. Trzeba o tym poinformować kluby z bardzo dużym wyprzedzeniem, w takich Niemczech czy Holandii kluby wiedzą, co będzie za 3 lata. Ludzie myślą, że piłka nożna to tylko np. Real czy Barcelona, a przecież na te kluby pracuje rzesza szkółek piłkarskich w Hiszpanii, od tych słabszych drużyn Primera Division, po kluby I i II ligi. Tam szkółki są na takim poziomie, do jakiego my nigdy chyba nie dorównamy.

Za pasem święta. Jak spędzi Pan te najbliższe dni?


- Gdy jestem długo poza rodzinnym domem, to cieszę się z każdego dnia, z każdej chwili w rodzinnym gronie. Oczekuję już u siebie, w Gdyni, zapachu świąt, choinki. Przyjeżdża do mnie wnuczek z zięciem, więc będzie bardzo rodzinnie. Chciałbym, chyba jak każdy, żeby te święta przebiegały w spokoju. Trzeba będzie naładować akumulator, bo od stycznia znowu zacznie się ciężka praca. I nie będę wtedy myślał o piłce 6-7 godzin dziennie, a 24 godziny na dobę.


Pochodzi Pan znad morza, czy zatem w Pana rodzinnym domu są jakieś zwyczaje/obyczaje, których np. mieszkańcy Lubelszczyzny nie praktykują albo nie słyszał Pan żeby praktykowali?

- Koszalin, w którym się urodziłem, to miejsce, gdzie mieszka dużo ludności napływowej. Mój tata pochodzi z Lubelszczyzny, z kolei mama jest z Kujaw. Oni prawdopodobnie wynieśli ze swoich rodzina jakieś tam zwyczaje, ale raczej specjalnie nie różnią się one od tych znanych w województwie lubelskim. Choinka, dwanaście potraw, do północy potrawy rybne, potem pasterka i dopiero następnego dnia spożywanie mięsa. Do tego dochodzą też przeróżne ciasta, takie jak makowce czy babki. We Francji jest tylko jeden dzień świąt, ale gdy tam grałem, to zawsze starałem się obchodzić święta po polsku. Czyli tak, jak zostałem wychowany w domu. Spokój, rozsądek, empatyczne spojrzenie na świat – tego powinny uczyć święta. Nawet jeżeli występują jakieś emocje w codziennym życiu i jeśli ktoś ma jakieś inne zdanie w danej kwestii, to trzeba to tolerować, a nie się sprzeczać.

Przed nami też nowy, 2013 rok. Jaki by Pan chciał, żeby on był?


- Chciałbym przede wszystkim, aby dopisywało zdrowie. W moim wieku to już ważna kwestia, młodzi ludzie o tym nie myślą. Ważna jest rodzina, aby była jak najszczęśliwsza. Nie ukrywam, że jak dobrze układa mi się w piłce nożnej, to i moja rodzinna bardziej pozytywnie na to reaguje. Ponadto chciałbym, żebyśmy wszyscy mieli jak najwięcej radości z piłki, zarówno jeżeli chodzi o reprezentację Polski, jak i rozgrywki drużyn zarówno w tej najwyższej klasie rozgrywkowej, jak i tych lokalnych. Mi już dużo się tych klubów w karierze zebrało, pozostał sentyment. Ta piłka to jest taka choroba, że jak już się ją złapie, to nie odpuszcza. Młodzi ludzie też się muszą na kimś wzorować, gdy patrzą na starszych. Staram się wykonywać moje obowiązki w najlepszy możliwy sposób. Myślę, że ta dzisiejsza młodzież jest również tak zwariowana na punkcie piłki, jak ja.



Komentarze

szyderca2012-12-21 14:33:47
zguc :D wow :) ortografia i wszystko ok:) haha xD

2012-12-20 21:31:10
Rzepka nie rozumien tego czego nie chcesz do pomocy trenera (gimnastyki)Pawła Kucharewicza on ci wyszkoli zawodników, zguć się na niego to nie jest komuna.



do góry strony | powrót
Lubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarski