Korzystamy z plików cookies zapisujących dane użytkownika. Przeglądając naszą stronę wyrażasz zgodę na ich używanie. Według obecnie obowiązujących przepisów prawa możesz je wyłączyć zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej »
zamknij
Lubelski Wortal Piłkarski
lubgol.pl powiadom znajomego mapa strony RSS A A A Dziś jest Sobota 23 Listopad 2024
wyniki na żywo zgłoś newsa

Nawigacja

Rozgrywki

Partnerzy

Lubgol - portal piłkarski

Wyszukiwarka

Newsletter

Aktualny sezon

Sezon 2014/2015

Jarosław Zając: Brakuje mi narzędzi

2013-07-27 01:03:14 | autor: Karol Głuszek | źródło: własne, fot. Nowiny « poprzedni news | następny news »


Jarosław Zając. Tak naprawdę niewielu kibiców zna nowego trenera trzecioligowej Tomasovii Tomaszów Lubelski. Ze szkoleniowcem „niebiesko-białych” spotkaliśmy się po jednym z treningów tomaszowian w klubowej kawiarni i porozmawialiśmy o jego przejściu do nowego klubu, pracy na Podkarpaciu, dyrygowaniu zespołem zza ogrodzenia boiska oraz stażu trenerskim we Włoszech. Szkoleniowiec Tomasovii w szczerym i obszernym wywiadzie dla Lubgol.pl!

Po rundzie jesiennej sezonu 2012/2013 w wywiadzie dla gazety „Nowiny” powiedział Pan, że awans do drugiej ligi wywalczy Tomasovia. Ostatecznie na drugi front weszła Stal Mielec. Spodziewał się Pan, że na wiosną tomaszowianie spuszczą aż tak z tonu?

To była dla mnie największa niespodzianka. W rundzie jesiennej Tomasovia była najlepszym zespołem, jaki grał w Przemyślu. Ta drużyna mi się bardzo podobała, była poukładana. Wiosną przegrałem w Tomaszowie 1:2, ale to mój zespół zaprezentował się wówczas o wiele lepiej niż tomaszowianie. Tomasovia zwyciężyła wówczas bardzo szczęśliwie, zdobywając gola w ostatnich minutach. Trener Bławacki miał stabilny skład, bo w kadrze znajdowali się zawodnicy, którzy występowali w klubie od dwóch, trzech lat.

Jak ogólnie na Podkarpaciu odbierana była postawa Tomasovii wiosną ubiegłego sezonu?


Większość, podobnie jak i ja, typowała Tomasovię jako faworyta do awansu. To była dla wszystkich na pewno niespodzianka. Teraz będzie nam ciężko zająć drugie miejsce na koniec sezonu. Na dzień dzisiejszy z kadry zespołu z poprzedniego sezonu zostało tylko kilku piłkarzy. Nie jest za wesoło.

Szczerze mówiąc, kiedy dowiedzieliśmy się o tym, że poprowadzi pan Tomasovię, byliśmy trochę zdziwieni. Rozważaliśmy różne nazwiska, ale nie Jarosława Zająca. Dlaczego Tomasovia i to w momencie, kiedy klub nie ma akurat dobrej prasy?

O to, dlaczego działacze zadzwonili do mnie i złożyli mi propozycję pracy, proszę pytać sterników klubu. Kiedy pojawiła się oferta z Tomasovii, to w pierwszym momencie się ucieszyłem, bo wiedziałem, że to jest dobry zespół. Liczyłem, iż jeśli zostaną ci piłkarze, którzy byli w kadrze w poprzednim sezonie, to będzie można stworzyć fajny team. Jestem trochę rozczarowany, że tak wielu zawodników odeszło. Wzmocnień nie poczyniliśmy na razie żadnych. Jesteśmy w kropce, tym bardziej, że do ligi pozostało dwa tygodnie.

Pertraktacje z zarządem trwały dość długo. W piątek, 12 lipca, kiedy obserwował Pan pierwszy trening zespołu, nie doszliście wówczas do porozumienia z działaczami. Oficjalnie parafował Pan umowę cztery dni później. Była jakaś różnica zdań, koncepcji? Dlaczego to się tak wszystko opóźniało?


Jeżeli nie otrzymałbym oferty z Tomaszowa, to na pewno zrezygnowałbym z dalszego prowadzenia Polonii. Chciałem odpocząć pół roku. Zadzwoniła Tomasovia, dobry zespół. Podjąłem to wyzwanie, ale jestem trochę zmartwiony. Przede wszystkim z liczby graczy, którzy odeszli. Następców nie widać...

Ponoć miał też Pan jakieś kłopoty z rozwiązaniem umowy w poprzednim klubie.


Nie było jakiś dużych problemów z rozwiązaniem umowy w Przemyślu. Z Polonii odchodzę z podniesioną głową. Uważam, że zostawiłem tę drużynę w dobrym miejscu. Przychodząc tam, zespół był w dole tabeli. Udało się to jakoś poukładać. Stworzyliśmy solidną ekipę. W pewnym momencie walczyliśmy nawet o górną część tabeli. Końcówka była nieudana, ale to wynikało z ogromnych problemów finansowych. W klubie były zbyt duże zaległości.

Początek w Tomasovii jest dla Pana dość trudny. Spora grupa zawodników opuszcza Tomasovię, transferów nie widać. Są jedynie zawodnicy testowani...


Tak, ale testowani są głównie młodzi chłopcy. Oni mogliby być jedynie uzupełnieniem składu. Na dziś mam ośmiu, dziewięciu zawodników do gry. Nie ma takich piłkarzy, którzy mogliby z marszu wejść do zespołu i przy okazji stanowili o jego sile, jakości. Cały czas szukamy. Jest ciężko, ale jestem przyzwyczajony do trudnych sytuacji.

Po pierwszych treningach, grach kontrolnych, nasuwają się jakieś wnioski na temat poszczególnych zawodników, zespołu?

Nie mogę panu nic powiedzieć na temat zespołu po dwóch sparingach. Było sporo nieobecnych. Część wyjechała na wczasy, co też jest dla mnie trochę niezrozumiałe. Jest to nieodpowiedni moment. Naprawdę ciężko powiedzieć coś konstruktywnego o drużynie. To dla mnie jedna, wielka niewiadoma. Nie będę ukrywał, że podchodzę do zbliżającego się sezonu z małą obawą. Nie chciałbym, aby ktoś powiedział, iż przyszedł Zając i nagle nie ma zespołu. Ja zrobię wszystko, żeby jakiś zespół zbudować. A czy mi się to uda? Zobaczymy.

Kiedy rozmawialiśmy kilkakrotnie telefonicznie powiedział Pan, że konieczne są wzmocnienia. A więc konkretnie – ilu piłkarzy i na jakie pozycje?

Na każdą pozycję. Nie ma napastnika, przydałby się ktoś do środka pomocy, do Norberta Raczkiewicza. Nie mamy wielu bocznych pomocników. Jest tylko czterech obrońców. Przy jakiejś kontuzji, kartce może być duży problem. Nie wspomnę już o młodzieżowcach. Kadra jest naprawdę bardzo wąska. Robimy wszystko, żeby skleić drużynę. Jeżeli nie pozyskamy przynajmniej dwóch, trzech solidnych piłkarzy, będzie bardzo ciężko. Nie wiem, jak to się stało, że tylko zawodników odeszło. Nie znam przyczyny. Nie wiem, gdzie tkwi problem. Ale to trochę dziwne, iż z zespołu, który grał o awans, odchodzi tylko graczy. Może są oni rozczarowani, rozgoryczeni?
 
Rozmawia Pan z zarządem na temat transferów. Jest zielone światło na wzmocnienia?

Klub boryka się z problemami finansowymi, więc może być ciężko. Pewnie – ja mam w głowie nazwiska graczy, których chętnie bym tu widział. Pytanie, czy nas na nich stać..

W sezonie 2008/2009 wywalczył Pan z Siarką awans do trzeciej ligi. To pierwszy seniorski klub i chyba największy na razie sukces?

Trenowanie traktuję jako przygodę. Dość późno zacząłem pracę jako trener zespołu seniorskiego. Siarka była moim pierwszym klubem, w którym prowadziłem dorosłą drużynę. W pewnym sensie na pewno był to dla mnie jakiś wyczyn, że z zespołu grającego kilka lat w czwartej lidze i który nota bene był rozbity, udało się coś zrobić. Szkoda, że klub rozwiązał ze mną szybko umowę.

No właśnie. To było dość dziwne. Po rundzie jesiennej zajmowaliście trzecie miejsce i doszło wówczas do zmiany trenera. Na stanowisku zastąpił Pana Adam Mażysz.

To było dziwne. Po latach mogę powiedzieć już trochę więcej na ten temat.

Podobno był Pan w konflikcie z piłkarzami. Ci grali przeciwko pańskiej osobie.

Rzeczywiście, było wtedy dwóch, trzech takich piłkarzy. Jestem ze Stalowej Woli – to nie podobało się po prostu pewnej grupie. Zresztą wiedziałem, iż zwolnią mnie z Siarki. Dostałem sygnał od jednego z działaczy, że i tak wkrótce będę musiał odejść. Klub nie zachował się fair w stosunku do mnie, ale czas goi rany. Jednak nie wspominam okresu w Tarnobrzegu dobrze. Niektórzy mieli do mnie pretensje, że nie chodzę w szaliku Siarki, koszulce. To było żenujące. Z tymi ludźmi nie chcę rozmawiać.

Z prowadzenia kolejnego klubu, JKS-u Jarosław, zrezygnował Pan z powodów czysto zdrowotnych?

Nie, nie tylko. Poszedłem do JKS-u, gdzie po rundzie jesiennej drużyna miała na koncie tylko jedenaście punktów.

Zrobił Pan w Jarosławiu po prostu swoje. Wówczas założeniem było utrzymanie zespołu w czwartej lidze?

Tak. Utrzymaliśmy się w lidze, a w kolejnym sezonie byliśmy na pierwszym miejscu. Przeskok ogromny. Następnie powstał konflikt z prezesem. Miałem inne spojrzenie na klub niż on. Inaczej to sobie wyobrażałem. Stworzyłem fajny zespół, ale doszło do takiej sytuacji, że musieliśmy sobie podziękować. W Jarosławiu wzięli później trenera, który zmarnował całą moją robotę i ostatecznie JKS nie awansował. A zespół był tam wtedy naprawdę mocny. Ale mówię – taka jest dola trenera.

Pomagał Pan też trenerowi Pogoni Leżajsk, Robertowi Kuroszowi. Rzekomo zza ogrodzenia płyty boiska udzielał Pan rad zawodnikom i dyktował zmiany. O co właściwie chodziło?

Ja prowadziłem ten zespół, choć byłem wtedy na zwolnieniu lekarskim. Później byłem już oficjalnie trenerem Pogoni. Zostawiłem zespół na pierwszym miejscu po rundzie jesiennej. Wiosną, po sześciu kolejkach, przyszła oferta z Polonii Przemyśl.

W Przemyślu wycisnął Pan z tej drużyny absolutnie maksimum? Siódme miejsce, to – jak na skład i potencjał tamtej ekipy – w miarę przyzwoite miejsce.

Oczywiście. Ale miałem też o wiele większe aspiracje. Liczyłem na czwarte miejsce. Zdecydowały ostatnie kolejki. Wtedy piłkarze nie otrzymywali pieniędzy. Przez półtorej miesiąca nie trenowaliśmy normalnie. Przychodziło kilku chłopaków. Zajęcia opierały się na grze w dziadka. Stąd tylko siódme miejsce.

Po meczu w Tomaszowie, 1 maja, na konferencji prasowej powiedział Pan, że chcecie w przyszłym sezonie walczyć o awans.

W Przemyślu już nie będzie mi to dane. Nawet jeżeli bym tam został, to i tak byłoby ciężko, ponieważ spora zawodników odeszła z Polonii. Względem mojej osoby też są zaległości. Mam nadzieję, że pan prezes załatwi to jak gentelmen. Nie chcę kierować pism do sądu, związku. Liczę, iż to wszystko zostanie po prostu uregulowane.

Jakie cele postawił przed Panem zarząd Tomasovii przed nowym sezonem?

Dokładnie nie rozmawialiśmy na ten temat. Działacze zdają sobie chyba sprawę, w jakiej sytuacji są i gdyby ktoś powiedział mi, że mam awansować, to odpowiedziałbym, iż cudów nie ma. Jeżeli jest potencjał ludzki, to można myśleć o promocji. Obecnie w Tomaszowie będzie to trudne. Szkoda, że w poprzednim sezonie Tomasovia nie awansowała. Nie wiem, czego tak się stało. Słyszałem o jakimś konflikcie polskich piłkarzy z Ukraińcami. Ale w zeszłych rozgrywkach na każdej pozycji tomaszowianie mieli bardzo dobrych piłkarzy. Klasa sama w sobie, jak na trzecioligowe warunki. W tej chwili tego zespołu już nie ma. Jeśli mam walczyć o utrzymanie, to też mnie nie interesuje. Przychodząc tutaj, spodziewałem się gry o wyższe cele.

Nie żałuje Pan, że w ogóle podejmował się tak karkołomnego zadania, jak utrzymanie JKS-u czy później Polonii?

Idzie się tam, gdzie cię chcą. Z tych zadań wywiązałem się dobrze. Przychodząc do Tomasovii liczyłem na grę o awans, ale na dzień dzisiejszy trzeba chyba o tym zapomnieć.

Pod kątem trenerki szkolił się Pan we Włoszech. Powiemy kilka słów o tym kursie?

Moja siostra mieszka już dwadzieścia lat we Włoszech. Miałem problemy z biodrami i przeszedłem operację w tym kraju. Na Półwyspie Apenińskim mieszkałem przez sześć lat. I ktoś zaproponował mi, abym udał się na kurs trenerski. Powoli uczyłem się języka. Wydawało mi się, że znam się na piłce, ale po lekcjach we Włoszech opuściłem głowę w dół i wiedziałem, że dużo jeszcze nauki przede mną. Cały czas mam pokorę do futbolu. Uważam, że mało jest ludzi w Polsce, którzy faktycznie na nim się znają. Fajnie, gdyby nasi trenerzy jeździli na staże za granicę.

Kurs we Włoszech prowadzony był przez znanych fachowców?

Byli tam profesorowie z AS Roma, Interu Mediolan. Od trenera bramkarzy z Romy mam nawet książkę i autograf. Fajna przygoda. Dużo się nauczyłem. Staram się to przenosić na nasz rynek. Niektórzy twierdzą, że moje metody treningowe są dziwne. Ale według mnie one się sprawdzają.

Ma Pan mentalność bardziej polską czy włoską?

Nie, nie – oczywiście, że polską (śmiech). Zdaje sobie sprawę, że w Polsce nie ma wybitnych fachowców przede wszystkim od szkolenia młodzieży. Najbardziej kuleje u nas właśnie ten aspekt. We Włoszech do pracy z dziećmi nie posyła się przypadkowej osoby. To musi być ktoś, kto wie, o co chodzi w futbolu. U nas to powoli się zmienia. To dobrze. Choć nadal w mniejszych klubach nauczyciele wychowania fizycznego trenują dzieci. To tak samo, jakby ktoś chciał nauczyć pana latać samolotem, a okazałoby się potem, że ta jednostka nigdy nie siedziała za jego sterami. Nie pojmuję tego, jak ktoś, kto nie grał w piłkę może szkolić młodzież? Skoro on nie potrafi kopnąć prosto piłki.

Jest Pan zdania, że każdy trener powinien mieć w dorobku grę w poważnych klubach?

Oczywiście. To podstawa do zrobienia kursu we Włoszech. Musiałem pokazać tam certyfikaty, że grałem w piłkę. Oni nie potrzebują teoretyków. Tam liczy się praktyka. Szkoleniowiec musi umieć pokazać, jak należy przyjąć piłkę, jak ułożyć stopę. Z książki tego się nie nauczysz. Potrzebna jest praktyka.

Do Polski było wówczas po co wracać?

Powiem panu szczerze, że dziś żałuję. Dostałem propozycję prowadzenia juniorów w jednej z włoskich miejscowości. Zaraz po tym, jak zwolniono mnie z Siarki. Być może dziś prowadziłbym jakiś zespół w trzeciej lidze, a we Włoszech to już znacznie wyższy poziom niż w Polsce. Pod każdym względem.

Duża jest przepaść między klubami trzecioligowymi w Polsce a we Włoszech?

Tak. Tam nawet za pracę z młodzieżą płacą dobre pieniądze. To jest obligatoryjne, narzucone z góry. Trzeba mieć jednak papiery na bycie trenerem. Trudniej jest prowadzić czasem młodzież niż być trenerem seniorów.

Wśród kibiców na Podkarpaciu cieszy się Pan dobrą opinią. Dużo jest głosów pozytywnych o pańskiej pracy w tamtejszych klubach. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie.

Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie o mnie negatywnie. Wszystkich nie mogę zadowolić. Ale rzeczywiście – jest więcej pozytywnych opinii niż negatywnych. Nie mam nic sobie do zarzucenia. Tutaj też chciałbym zostawić po sobie dobre wrażenie, ale...

Nie ma Pan narzędzi....

Dokładnie. Nie mam narzędzi. I to mnie najbardziej boli.

Myśli Pan, że będzie ciężko o sympatię u fanów w Tomaszowie?


Obawiam się, że może tak być. Jeśli zespół nie będzie wygrywał, to cała wina pójdzie na trenera. Fani przyzwyczajeni są tutaj do zwycięstw.

Przede wszystkim po ostatnim sezonie. Apetyty wzrosły, bo wcześniej bywały różne sezony.

Jak chcę zostawić dobre wrażenie. Widzę to dziś jednak bardzo źle.

Dlaczego podpisał Pan umowę tylko do końca roku?

Doszliśmy do porozumienia, że jeśli klub nie będzie ze mnie zadowolony, to po rundzie się rozstaniemy. A jeżeli będzie dobrze, to być może zostanę w Tomaszowie na dłużej.



Tagi: III liga lub.-podkarp.;  Tomasovia Tomaszów Lubelski;

Komentarze

2013-07-28 17:52:03
ale tam nie ma najlepszych buhahhaha

kk2013-07-28 08:40:24
Bierzcie z AMSPN.Ten klub sie sypie.Bierzcie najlepszych.

anonim2013-07-27 21:11:12
przyszedł przed odejsciem zawodników :)

2013-07-27 19:45:14
skoro nie masz narzędzi po co się za to bierzesz?

ciech2013-07-27 15:24:54
Ciekawy wywiad. Swoją drogą wyniki tej drużyny można typować tutaj. http://futbol1x2.pl Czekają nagrody



do góry strony | powrót
Lubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarski