Korzystamy z plików cookies zapisujących dane użytkownika. Przeglądając naszą stronę wyrażasz zgodę na ich używanie. Według obecnie obowiązujących przepisów prawa możesz je wyłączyć zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej »
zamknij
Lubelski Wortal Piłkarski
lubgol.pl powiadom znajomego mapa strony RSS A A A Dziś jest Czwartek 28 Marzec 2024
wyniki na żywo mobilna wersja portalu

Nawigacja

Rozgrywki

Partnerzy

Lubgol - portal piłkarski

Wyszukiwarka

Newsletter

Aktualny sezon

Sezon 2014/2015

Wracał z wyjazdu i po trzech godzinach snu znów ruszał w trasę…

2014-07-13 19:47:57 | autor: Karol Głuszek | źródło: własne « poprzedni news | następny news »


Przez siedem lat, z małymi przerwami, jeździł za drużyną. Pracoholik. Pasjonat. Perfekcjonista. Człowiek oddany radzyńskim Orlętom. Wiele osób o nim słyszało, ale nikt nie poświęcił mu nigdy kilku wersów. Długowłosy gość na stadionie ze słuchawką w uchu i skoroszytem na kolanach. Po prostu Michał Szczygielski.

Kiedy wpadłem na pomysł, aby napisać ten tekst, zdawałem sobie sprawę, że będzie to odebrane w pewnym sensie jako laurka. Cukierkowy obraz chłopaka, który przejeździł wschodnią część Polski za swoim klubem. Sam Michał jest bardzo zaskoczony ideą spotkania. Podkreśla to już na początku naszej dwugodzinnej rozmowy w jednej z warszawskich restauracji.

Michał to strasznie mądry i inteligentny facet. Wiecie, co w nim najbardziej ujmuje? On nigdy nie szukał poklasku. Miał swój cel, ale nie rozpychał się łokciami. Z nim zawsze przyjemnie się rozmawiało. Zarówno, gdy Orlęta wygrywały, jak i przegrywały.

No właśnie. Niezależność i obiektywizm. W jego dziennikarskim piórze słowa kluczowe. To swego rodzaju paradoks, ale strona Orląt, będąc nawet oficjalną, za działania Michała zawsze była obiektywna. Nigdy nie bał się napisać gorzkich słów na temat gry piłkarzy. Oczywiście – gdy były ku temu powody – chwalił. – Były do mnie zażalenia. Uważano czasami, że piszę nieobiektywnie – mówi pomiędzy wersami.

HOBBYSTA, NIE DZIENNIKARZ

Prowadzenie strony Orląt traktował zawsze jako hobby. Gdy jego koledzy podczas weekendu wybierali się na imprezy, on funkcjonował w zupełnie innym trybie. Nie miał czasu ma balety. Żył jak nie student. Siedmioletnia działalność wymagała u niego wielu wyrzeczeń. Osoba niezwykle ambitna. Jeśli już za coś się bierze, musi robić to z maksymalnym zaangażowaniem. Po prostu na sto procent. Samo redagowanie serwisu www.orleta-spomlek.pl nie było dla niego miejscem, gdzie mógł się dorobić. On traktował to całkiem inaczej. – Tak naprawdę była to promocja klubu, do którego mam i będę miał zawsze spory sentyment. Zarabia się gdzie indziej. Uznałem, iż lokalne środowisko i sam klub warte było rozgłosu na większą skalę – wyjaśnia Szczygielski.

Tuż po maturze – jako osiemnastolatek bez wykształcenia – rozpoczął siedmioletnią działalność na stronie Orląt, które wywindowało go na czołowego dziennikarza w regionie. Ostatnie zdanie nie jest na pewno nadużyciem. Choć on sam nigdy się za niego uważał. Szczygielski zresztą stanowczo to podkreśla. – Nie jestem dziennikarzem! Nigdy nim nie byłem! Zaznacz to, proszę, w tekście – od razu dementuje. Ale on taki jest. Żadnej ekstrawagancji i przepychu.

- A dlaczego na poważnie nie myślałeś o dziennikarstwie? Atuty masz. Znasz trzy języki (angielski, niemiecki i rosyjski, przyp. KG). Pisać też umiesz – pytam.

- Nie myślałem o dziennikarstwie, bo – według mnie – można być nim zawsze. Na samym kierunku możesz liznąć trochę warsztatu. Mając natomiast doświadczenie branżowe, do dziennikarki zawsze wrócisz. Wiesz, nawet teraz, gdy pracuję w firmie, z pewną formą dziennikarstwa spotykam się na co dzień. Ostatnio, dla przykładu, spisywałem wywiady.

- Nie znasz się na piłce? – dopytuję.

- Trochę się znam, ale nie przeceniam tej wiedzy. Na pewno nie jestem fachowcem. Wielu kibiców, którzy przychodzą na mecze lub osoby grające kiedyś w piłkę, mają bardziej kompetentną wiedzę. Nigdy nie nastawiałem się na dziennikarstwo sportowe. Nie myślałem, że będzie to moja ścieżka zawodowa.

SŁUCHAWKA, SKOROSZYT I JEDZIEMY Z TEMATEM

Szczygielski był na stadionie tak naprawdę normalnym kibicem. Jednym z wielu. Nie usadawiał się w jakimś specjalnym miejscu. Od innych wyróżniał się tym, że miał ze sobą słuchawkę w uchu i skoroszyt na kolanach. On po prostu z perspektywy fana opisywał tok meczowych wydarzeń i przekazywał je na stronę. – Ostatniej wiosny sporo relacji wpisywałem sam. Ale wiesz co? „Słuchaweczka” jest według mnie lepsza. Oglądam, mówię, cały czas żyję meczem. Pisząc sam, w większym stopniu wpatrzony jestem w ekran komputera, niż w murawę. Generalnie nie jestem w stanie wszystkiego wychwycić.

Radzynianin miał swój pomysł na prowadzenie serwisu. Nigdy, gdy nim dowodził, nie znajdowaliśmy tam fuszerki. Robienia czegoś na zasadzie „aby było”. Plan, a właściwie struktura serwisu była następująca: zapowiedź, relacja live, pomeczowe sprawozdanie, wypowiedzi trenerów i zawodników, opis ligowej kolejki. Dodatkowo materiały wideo i galeria zdjęć, tworzone już nie przez niego, a resztę redakcji.  – Na pierwszym roku studiów, gdy miałem więcej czasu, robiłem wywiady z trenerami przed meczem. Niektórzy uważali to za abstrakcję. Dla mnie była to norma. Stwierdziłem, że tak trzeba robić. Obecnie odeszło to do lamusa. Ale to też wymusza obecny system pracy – wyjaśnia.


WSPOMNIJ, PROSZĘ, O PANU JÓZEFIE


Czasami na stronie Orląt brakowało mi na przykład publicystyki. Jakiegoś nietuzinkowego artykułu, felietonu. Generalnie czegoś spoza obiegu. – Nie miałem nigdy na to czasu – stwierdza niepocieszony. – Nie mogłem robić wszystkiego. Ale przyznam, kusiło mnie – dodaje po chwili.

Szczygielski pokusił się jednak o napisanie przynajmniej kilku tekstów. Z kilku powodów najbardziej zapamiętaliśmy artykuł o kibicu Józefie.

- Fajnie, że o nim wspominasz. W zasadzie powinienem rozpocząć od niego naszą rozmowę. Mało jest takich osób jak on. Podziwiam go. Facet w wieku 70 lat zaliczył wszystkie mecze wyjazdowe w sezonie. Od niego zaczynaliśmy skład ekipy na podróż. 200, 300 czy 400 km nie robiło tu różnicy. Zawsze meldował się na wyjazd. W marcu tego roku na meczu z Tomasovią ze stadionu zabrała go karetka. Źle się poczuł. Wyraźny sygnał ostrzegawczy, że trzeba poluzować, że nie warto ryzykować zdrowia.

Michał, opowiadając dalej o panu Józefie, przytacza nam pewną ciekawą anegdotę, którą usłyszał od niego samego.

- Pan Józef szedł kiedyś 25 kilometrów do Łukowa na mecz pieszo. Trwało to kilka godzin. Niebywała postać. Pasjonat. Wychował wielu naszych piłkarzy, ponieważ uczył w szkole. Wzór do naśladowania.

- Gdy nie mógł być na meczu, prosił córkę, aby czytała mu prowadzoną na stronie relację z meczu Orląt. Dla takiej osoby warto było się poświęcić. Kawałek historii klubu.


ZA WYSOKI AUTOBUS

Najbardziej pamiętny wyjazd? – Było ich mnóstwo. Jeździliśmy do Brzeska, Nowego Sącza, Krakowa… Kiedy Spomlek zaczął sponsorować klub, w Radzyniu nastąpił spory boom na piłkę. Gdy wchodziłem siedem lat temu na stronę, trochę tego nie doceniałem – przyznaje szczerze.

Dla samego Michała liczne podróże po kraju były także możliwością zwiedzenia sporej części kraju. Całą logistykę wyjazdu opracowywali wspólnie wewnątrz redakcji. Zasadniczo podróżowali samochodem, czasami z piłkarzami.

- Pamiętam, jak jechaliśmy do Brzeska klubowym autokarem. Posiada on klimatyzację. Wjeżdżając pod wiadukt zaczepiliśmy nią o beton. Była do wymiany.

- Na ostatni mecz poprzedniego sezonu nie dojechaliśmy. W Janowie Lubelskim nawalił nam samochód. Do Radzynia wróciliśmy dopiero po 22. Po drodze zgarnął nas autobus z zawodnikami, którzy wracali z Podkarpacia.


W całej tej jego przygodzie podróże były najbardziej nurtujące. Od poniedziałku do piątku Michał przebywał w Warszawie i tego samego dnia, tuż po zajęciach na uczelni, jak najszybciej wsiadał w busa i ruszał do rodzinnego miasta. Jeśli mecz odbywał na miejscu, to jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy trzeba było jechać gdzieś dalej. Wtedy nie było już tak kolorowo. Ale Szczygielski nie narzeka, nie widać u niego grymasu na twarzy.

Często z meczu wyjazdowego wracali bardzo późno w nocy. Dwie, trzy godzinki drzemki, bo to nie był raczej sen, a rano ponownie do Warszawy.  Relacje z meczów wyjazdowych pisał w ostatniej rundzie podczas powrotu z meczu, trzymając komputer na kolanach.


PADAŁ NA TWARZ


Ale nie zawsze było tak kolorowo. Były też gorsze chwile. Szczygielski trzykrotnie odchodził ze strony. Pierwszy kryzys nastąpił w 2012 roku. Według niego tworzenie serwisu na ówczesnych zasadach nie miało sensu. Szybko zaangażowała go „Wspólnota”. Współpraca z gazetą nie trwała jednak długo. Strasznie go zawiodła. – Nie miałem z kim tego robić, a działanie w pojedynkę było troszkę nie do utrzymania – tłumaczy.

Na stronę, za namową innych, wrócił przed startem sezonu 2013/2014. Wcześniej przebywał w Sankt Petersburgu. Pobyt w Rosji to pokłosie pisania przez niego pracy doktorskiej. Ta przerwa była w zasadzie wymuszona. Nikogo nie powinno to chyba dziwić. Szczygielski redagowanie serwisu łączył właśnie ze studiami, ale nigdy nie przeszkadzało mu to w osiąganiu dobrych wyników. Był pilnym studentem. Ukończył stosunki międzynarodowe. Jego konikiem jest obszar byłego ZSRR i ten temat pociąga go jeszcze mocniej niż piłka. Na maturze zdawał wszystkie przedmioty rozszerzone. Historia, wiedza o społeczeństwie, język polski, niemiecki – z każdego z nich wynik oscylował na poziomie ponad dziewięćdziesięciu procent. Dla niego bułka z masłem. – Nie wiem, jak można nie zdać matury. Nawet nie chodzi mi już o jakiś rewelacyjny wynik. Po prostu o te marginalne, a dla niektórych magiczne trzydzieści procent – mówi.

Osoba Damiana Panka była kluczowa dla powrotu. To jego stary znajomy. Nowy trener poukładał zespół, a sam Michał uznał, że warto ponownie się zaangażować. Kryzys przyszedł w kwietniu, kiedy rozpoczął pracę w Warszawie. Ośmiogodzinne siedzenie za biurkiem w firmie analitycznej, dodatkowo udziały w licznych konferencjach.

WEŹ PRZESTAŃ, ZA DUŻO MÓWISZ!

Poza Pankiem, w całej tej przygodzie najlepiej współpracowało się mu z Rafałem Wójcikiem. Do dziś mam z nim kontakt. Czasami do trzeciej nad ranem siedzieliśmy i analizowaliśmy grę rywala.

- Dla mnie był to taki radzyński Pep Guardiola. Charyzmatyczny gość – wtrącam.

– Dokładnie. Trafiłeś w sedno. On na nim się wzorował. Przecież nawet tak się ubierał – śmieje się Michał, po czym dodaje: – Jego sposób wypowiadania się przed kamerami był niesamowity. Niespotykana prezencja i elokwencja. Czasami musiałem go hamować. Mówiłem mu: „Weź przestań, za dużo mówisz”. Gdyby nie był tak wybuchowy i trzymał czasem język za zębami, byłby jeszcze wyżej.

PIĘTNASTOLECIE I BASTA

Michał po sezonie powiedział stop. To już definitywny koniec. – Nastawiam się na pracę, a poza tym bardzo istotne były sprawy osobiste. Gdybym mieszkał w Radzyniu i był związany tylko z tym miastem, być może ciągnąłbym tę stronę nadal. Musiałem wybrać, co jest ważne, a co ważniejsze.

14 czerwca w Radzyniu odbył się mały jubileusz. Na stadion przy ul. Warszawskiej zawitali piłkarze, którzy w ostatnim piętnastoleciu bronili barw Orląt. Cały event zorganizowany został też z myślą o Michale. To był jego ostatni akcent na stronie. – Świetna inicjatywa. Powinniśmy iść tą drogą. Klub to przecież jednostka, która łączy ludzi. Ma mieć wymiar społeczny.

Wymiar społeczny. No właśnie. Tutaj wracamy do początku. Zamiast robić karierę w Warszawie, on wracał do Radzynia. Pieniądze nigdy nie stanowiły dla niego priorytetu. Każdy mecz i każda minuta na stadionach były jak pewnego rodzaju misja. Futbol w regionie potrzebuje młodych, zdolnych ludzi…



Komentarze

były zawodnik2014-07-14 22:41:58
fajny ciekawy chlopak:) mowiliśmy na niego opętany przez piłke ;) ale bez obrazy. pozdrowienia i powodzenia

kolega2014-07-14 13:12:15
Michał to człowiek pozytywnie zakręcony.Dzięki za te siedem lat ciagłych starań.Strona którą tworzyleś to jedna z najlepszych stron klubowych nie tylko na szczeblu 3 ligi!

Arek2014-07-14 12:11:46
Miałem przyjemność poznać Michała. Kilka lat temu spotkaliśmy się na meczu sparingowym Legia II Warszawa - Orlęta Radzyń i Pogoń Siedlce - Orlęta Radzyń. Telefon, notatnik relacja live na stronę. Takich ludzi brakuje w strukturach Polskiej Piłki. Rządzą stare dziadki, którzy zatrzymali się kilka lat temu, nie pozwalają młodym dojść do władzy. Pasjonatów takich jak Michał jest większa grupa tylko nie zawsze potrafią być doceniani przez innych. Zrobisz dobrze - nic nie powiedzą, zrobisz źle - zostaniesz skrytykowany. Michał powodzenia w nowym rozdziale życia.

Jack2014-07-14 10:13:03
Poznałem Michała na meczu Orląt w Świdniku z Avią ;) Szacunek dla Niego!!!

kibic2014-07-14 09:57:26
szkoda tylko, że w klubie nie zawsze go doceniali, może gdyby było inne podejście do takich entuzjastów, byłoby jeszcze lepiej, niestety często gdy ktoś chce pomóc bezinteresownie - słyszy się odpowiedź "a jaki Ty masz w tym interes" - ręce opadają

cezar1382014-07-14 08:06:57
Michał był jednym z najlepszych elementów Orląt w ww. latach. Takich pasjontaów nie jest za wielu, ale są i to nawet w woj. lubelskim po klubach lokalnych. Na tel całej piłkarskiej Polski jest kim sie pochwalić.

kiwa2014-07-14 01:10:53
Szacunek z całego serducha dla Pana z Białej...

bpa2014-07-14 01:04:46
Michał,wielki szacunek za prowadzenie świetnej strony gdzie zawsze można było liczyć na świeże i szybkie informacje.Powodzenia we wszystkim co będziesz teraz robił.Być może spotkamy się jeszcze na derbach.Pozdrawiam Serdecznie;-)

Zawodnik2014-07-13 21:59:58
Powodzenia dalej, trzeba takich ludzi z pasją!

jonash2014-07-13 21:03:41
Bardzo fajny artykul.Powodzenia panie Michale(;

rks19552014-07-13 20:59:15
Szacun dla takiCH ludzi. Prawdziwych pasjonatów. p.S. Dzięki Michał za video z tegorocznego meczu Or.-CH



do góry strony | powrót
Lubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarskiLubgol - portal piłkarski