9. kolejka III ligi. Avia już w pierwszej piątce, debiut Adamusa na plus
2012-09-24 00:12:15 | autor: Kamil Kmieć | źródło: własne | « poprzedni news | następny news » |
Po niemrawym początku sezonu, piłkarze Avii Świdnik powoli wychodzą na prostą. Świdniczanie wygrali trzeci z rzędu mecz, tym razem z faworyzowaną Stalą Sanok i są już na piątym miejscu w tabeli. Obie bramki dla podopiecznych trenera Tadeusza Łapy padły w drugiej połowie, ale wynik mógł ulec zmianie już w pierwszej odsłonie pojedynku. I to niejednokrotnie.
Od ataków rozpoczęła bowiem mecz w Poniatowej Avia i już jej pierwsze akcje pachniały golami. Najbardziej aktywna była para napastników Bartłomiej Mazurek-Łukasz Giza. Szczególnie ten drugi w 26. minucie miał prawo żałować zmarnowanej okazji, ponieważ w dogodnej sytuacji przestrzelił głową z niedużej odległości. Dwie minuty później to goście z Sanoka mogli wyjść na prowadzenie, ale przytomnie w bramce Avii zachował się Łukasz Gieresz. Mimo to przewaga była cały czas po stronie gospodarzy i dopiero po upływie 61. minut, świdniczanie cieszyli się z prowadzenia. Gola na 1:0 zdobył wywołany wcześniej do tablicy Giza, perfekcyjnie strzelając zza pola karnego, pomimo, iż był sam na sam z bramkarzem Piotrem Krzanowskim. Ten sam zawodnik w 76. minucie niemal sprezentował bramkę Avii, interweniując niefortunnie poza własnym pole karnym. Czujnością wykazał się Mazurek i efektownym lobem ustalił wynik meczu.
Na 3:0 mógł w końcówce podwyższyć Giza, ale piłka po jego strzale zatrzymała się na słupku bramki Stali. Nie to w ostatnich minutach było jednak najważniejsze, a sytuacja z 84. minuty. Za brutalny faul Mikola Temniuk ze Stali ujrzał czerwoną kartkę i opuścił boisko, a wprowadzony trzy minuty wcześniej 18-letni Kamil Starok ze złamaną nogą został odwieziony do szpitala. Co ciekawe, dopiero po zrozumiałych pretensjach świdniczan, sędzia Piotr Kozłowski pokazał Ukraińcowi czerwoną kartkę, bo pierwotnie Temniuk został napomniany przez arbitra tylko żółtym kartonikiem.
Nieliczni, bo zaledwie garstka 150 osób, mieli nadzieję, że Orlęta Radzyń Podlaski, po ośmiu meczach bez zwycięstwa, w końcu się przełamią. Na przekór wszystkim tym, którzy nie wierzyli w radzyński team, piłkarze świeżo upieczonego trenera Sławomira Adamusa zgarnęli trzy punkty w konfrontacji z Chełmianką. I to w jaki sposób! Nie dość, że wygrali aż 4:1 w spotkaniu, w którym poprowadził ich nowy szkoleniowiec, to jeszcze uczynili to w stylu, jaki powinni prezentować od sierpniowych, początkowych pojedynków w III lidze. W lepszy sposób Orlęta nie mogły „wejść w mecz”, bo dwukrotnie (!) z rzutów wolnych gole zdobył Rafał Borysiuk, odpowiednio w 5. i 6. minucie. Po takim fantastycznym początku, piłkarze z Radzynia Podlaskiego uwierzyli, że spotkanie jest do wygrania. Kolejne trafienia dołożyli Konrad Król w 54. i z rzutu karnego Paweł Pliszka w 84. minucie. Chełmianka odpowiedziała tylko golem Michała Górniaka z 66. minuty.
Zwycięski marsz kontynuuje Tomasovia, która w niedzielne popołudnie rozgromiła – zgodnie z oczekiwaniami – Stal Kraśnik 8:1. Goście może i liczyli na więcej po triumfie w ubiegłej kolejce nad Orlętami, ale w starciu z grającą w tym sezonie jak w transie drużyną „niebiesko-białych” nie mieli żadnych szans. 28 minut wystarczyło do tego, żeby wynik brzmiał już 4:0 i co niektórzy sympatycy tomaszowskiego klubu mogli liczyć na dwucyfrowy wynik na koniec rywalizacji. Skończyło się na ośmiu golach i choć żaden z piłkarzy trenera Bohdana Bławackiego nie uzbierał hat-tricka, to dwóch graczy ustrzeliło dublet, mianowicie Przemysław Wawryca i Jurij Mychalczuk. Przy stanie 4:0 dla Tomasovii kraśniczanie zdobyli gola z rzutu karnego, autorstwa Łukasza Mietlickiego i… to by było na tyle z ich strony. Tomaszowianie mają się z czego cieszyć, bo nadal przewodzą w ligowej stawce, mając na koncie 25 punktów, o 3 więcej od drugiej Stali Mielec, a 6 od trzeciej Stali Sanok.
W rywalizacji dwóch drużyn, legitymujących się taką samą zdobyczą punktową (5 punktów), Podlasie Biała Podlaska skromnie pokonało Orlęta Łuków 1:0 po trafieniu Łukasza Sawtyruka w 66. minucie. Było to dopiero pierwsze zwycięstwo białczan w tym sezonie na własnym obiekcie. Pierwsza połowa tego spotkania nie zapisze się głęboko w pamięci kibiców, bo działo się doprawdy niewiele. Dopiero po przerwie mecz nabrał nieco kolorów, Bohatersko z opresji swój zespół ratował Adam Wasiluk, to interweniując na przedpolu, to na linii bramkowej. Szczególnie Michał Botwina i Michał Bondera mogli sobie pluć w brody. Po podaniu Przemysława Skrodziuka, Sawtyruk z ponad 25 metrów idealnie przymierzył i pokonał bezbronnego Włodzimierza Lisiewicza. Pod koniec meczu „żółto-czerwoni” mogli wyszarpać chociaż remis, ale ponownie zabrakło skuteczności, chociażby w sytuacji Botwiny, który będąc sam na sam z Wasilukiem, nie trafił nawet w bramkę.
Dobrej serii, trzech zwycięstw z rzędu, nie podtrzymał beniaminek z Lublina. Piłkarze Lublinianki-Wieniawy wrócili z Nowej Sarzyny z niczym, przegrywając z Unią 0:1. W przeciwieństwie do poprzednich pojedynków, tym razem ekipa trenowana przez Marka Sadowskiego nie była groźna i atakowała dość sporadycznie. Wyjątkiem był pierwszy kwadrans spotkania, ale to było to zdecydowanie za mało, aby myśleć o zgarnięciu pełnej puli. W 23. minucie lublinianie stracili gola, gdy z kilku metrów futbolówkę do siatki wpakował Damian Juda. Utraconych bramek mogło być więcej, ale między słupkami dobrze spisywał się Marcin Zapał, któremu piłkarze Lublinianki mogą dziękować za to, że nie wrócili do stolicy województwa lubelskiego z większym bagażem goli.
do góry strony | powrót